Reklama

Heroizm i nikczemność

Akcja ratunkowa na Nanga Parbat przesunęła granice niemożliwego. Rozegrała się w ciągu 28 godzin na dwóch najwyższych pasmach górskich planety. Alpiniści z Polskiej Zimowej Narodowej Wyprawy na K2 w Karakorum uratowali życie kobiety na zboczach ośmiotysięcznika w Himalajach, odległego od ich bazy o ponad 200 km w linii prostej. Operacja była śmiertelnie niebezpieczna

Niedziela Ogólnopolska 6/2018, str. 36-38

Adam Bielecki/Facebook

Denis Urubko i Adam Bielecki z uratowaną Elisabeth Revol Adam Bielecki/Facebook

Denis Urubko i Adam Bielecki z uratowaną Elisabeth Revol
Adam Bielecki/Facebook

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiadomość, że na Nanga Parbat (8125 m n.p.m.) rozgrywa się dramat, nadeszła z Francji. Wysłała ją ze swego telefonu Francuzka Elisabeth Revol z wysokości ok. 7400 m. Nie było pewne, czy znajduje się w namiocie czy w lodowej szczelinie. Poinformowała, że partner wspinaczki Tomasz Mackiewicz ma odmrożenia, ślepotę śnieżną i że nie jest w stanie schodzić. Wokół nie było żadnej innej wyprawy. Tkwili poniżej kopuły szczytowej ogromnego masywu, która w dziejach himalaizmu zyskała wiele nazw: Potwór, Morderca, Góra Tragiczna, Fatalna, Przeznaczenia, Obsesja...

Sytuację komplikował fakt, że Revol i Mackiewicz nie mieli polisy ubezpieczeniowej na wypadek akcji ratunkowej z użyciem helikoptera. Tymczasem wykupienie jej przed udaniem się na ryzykowną wspinaczkę na jedną z najwyższych ścian górskich Ziemi powinno być oczywistością.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kolejne wieści, docierające przez Francję, były takie, że Polak był w ciężkim stanie, bez kontaktu. Revol zostawiła go otulonego śpiworem i zaczęła schodzić sama.

Reklama

Niedotlenienie organizmu zbiera w wysokich górach najwięcej ofiar. Człowiek przeniesiony z poziomu morza na 8000 czy 7000 m po krótszej czy dłuższej chwili straci przytomność i umrze. Choroba wysokościowa dopada nierzadko turystów docierających do baz pod ośmiotysięcznikami na wysokości ok. 5000-5300 m. Bez podania leków, tlenu, szybkiego transportu niżej kończy się to tragicznie. Obrzęk mózgu czy płuc pojawia się szybko i zabija szybko. Zimą zapotrzebowanie organizmu na tlen jest jeszcze większe. Wszyscy, którzy podjęli się akcji ratunkowej, rozpoczęli wyścig z czasem.

W sobotę 27 stycznia 2018 r. dwa śmigłowce Eurocopter AS-350B-3 Écureuil pakistańskiej armii nadleciały do położonej na wysokości 5000 m bazy pod K2. Na filmiku utrwalającym tę chwilę widać, że góry wyżej osnuwają chmury. Ok. godz. 13.30 helikoptery zabrały czteroosobowy zespół ratunkowy z ekwipunkiem: sprzętem wspinaczkowym i biwakowym, medycznym, butlami z tlenem, przenośną komorą dekompresyjną (workiem Gamowa), wyżywieniem, gazem do gotowania dla sześciu osób na cztery dni. Utrzymując kontakt z ratownikami, bazą pod K2, Ambasadą RP w Islamabadzie, Armią Pakistanu i Francją, akcję koordynowali z Polski Janusz Majer – kierownik programu Polski Himalaizm Zimowy i dr Robert Szymczak.

W tamtejszym morzu gór helikoptery latają „korytarzami” długich, wijących się dolin otoczonych wysokimi szczytami. Rozrzedzone powietrze wymusza reżimy w obciążaniu śmigłowców. Ratownicy i piloci przygotowali się na podebranie poszukiwanych ze zbocza za pomocą technik linowych. W miejscowości Skardu (2300 m) do jednej z maszyn zamontowany został atestowany zaczep linowy.

Reklama

Lot dookoła Nanga Parbat w kierunku wejścia do Doliny Diamir. Pod gigantyczną ścianę ośmiotysięcznika zamykającą tę dolinę helikoptery z ratownikami dotarły ok. godz. 17 – godzinę przed zapadnięciem ciemności. Do stóp urwiska podlatywały kilkakrotnie. Ratowników wysadzono niżej, a następnie wahadłowo desantowano każdego z nich na wysokość 4900 m. Potem maszyny odleciały, by umknąć przed zbliżającym się zmrokiem. Ratownik medyczny Jarosław Botor wraz z Piotrem Tomalą zaczęli rozkładać obóz.

Najlepiej zaaklimatyzowani: Denis Urubko (na K2 założył już obóz II – 6300 m) oraz Adam Bielecki ruszyli w ciemność. Obydwaj byli tu już kiedyś. Denis – postać o barwnym i skomplikowanym życiorysie, od paru lat z polskim paszportem, jeden z najbardziej wszechstronnych i wybitnych wspinaczy w dziejach alpinizmu – stał już na szczycie Nanga Parbat. Obydwaj znają też zimę na dużych wysokościach – każdy ma za sobą pionierskie zimowe wejścia na dwa ośmiotysięczniki.

Wspinali się w nocy ponadkilometrowej wysokości stromym kuluarem, wyłożonym zimą twardym lodem. Pokonuje się go na czubkach metalowych raków przytwierdzonych do butów. Żleb ten wieńczy skalna bariera, na której wśród plątaniny lin wiszą metalowe drabiny. Po ośmiu godzinach wspinaczki wyszli na przełączkę, gdzie znajduje się Orle Gniazdo – miejsce obozu II (6100 m). Dopiero tam można wygodnie stanąć. Przy dobrej pogodzie rozciąga się stamtąd wspaniały widok na dolinę, górne partie Nanga Parbat i nieodległy Hindukusz. Teraz panowały ciemności. Nagle usłyszeli krzyk...

Spotkanie z Elisabeth Revol odbyło się nieco wyżej ok. godz. 2 w nocy. Do Francuzki nie dotarła wiadomość, że ktoś idzie na pomoc. Zobaczyła dwa światła latarek...

Według jej późniejszej relacji, na szczyt Nanga Parbat weszła z Tomaszem Mackiewiczem we czwartek 25 stycznia, późno, bo ok. godz. 18.

Reklama

Skazali się więc na schodzenie w ciemnościach. Już na wierzchołku Mackiewicz oznajmił, że nic nie widzi. Revol go sprowadzała. Wiał wiatr. Zabiwakowali w szczelinie na wysokości 7200 m. Rano stan Tomasza był ciężki – Elisabeth opisała objawy końcowej fazy choroby wysokościowej. Ruszyła w dół sama. Kolejną noc przesiedziała w jakiejś szczelinie bez śpiwora. Miała halucynacje. Gdy odmrożenia stóp i palców rąk uniemożliwiły dalszy marsz, zaczęła zsuwać się tyłem na kolanach i łokciach. Nie wiadomo, na ile precyzyjne są jej relacje z powodu stanu, w jakim się znajdowała. Urubko i Bielecki udzielili jej pierwszej pomocy.

Cztery godziny we trójkę przeczekiwali noc, biwakując w Orlim Gnieździe. Wiał silny wiatr. Było –35°C. Gdy zrobiło się jasno, po godz. 6 zaczęli odwrót. Prognoza przewidywała burzę śnieżną. Kuluar jest pułapką. Gdy pada śnieg, staje się torem dla lawin.

Dwie dekady temu podczas polskiej zimowej wyprawy kamień wypluty przez lawinę w kuluarze złamał nogę jej uczestnikowi. Tamta ekspedycja zakończyła się trudną akcją ratunkową i trzęsieniem ziemi, które pochłonęło wiele ofiar w regionie. Nanga Parbat leży na styku płyt kontynentalnych. Także z tego powodu jest górą bardzo niebezpieczną. Otrząsa się lawinami.

Urubko i Bielecki opuszczali Revol kuluarem. Wymagało to specjalnych umiejętności ich wszystkich – Francuzka nie mogła używać odmrożonych rąk. Od podstawy ściany do obozu I szła już sama.

Helikoptery znowu wahadłowo przerzuciły wszystkich niżej, a potem wywiozły z Doliny Diamir. Gdy czterech ratowników lądowało w Skardu, mijała 28. godzina od rozpoczęcia akcji ratunkowej. Załamanie pogody nie pozwoliło im wrócić śmigłowcami do bazy pod K2. Przynajmniej dostali szansę zregenerowania sił na niedużej wysokości.

Reklama

Revol znalazła się w szpitalu w Islamabadzie. Później poleciała do Francji. Jest pierwszą kobietą, która weszła zimą na szczyt Nanga Parbat. Dla niej to była czwarta zimowa próba na ścianie Diamir i kolejna z Mackiewiczem. Francuzka pokazała wcześniej swoją kondycję i zdolność do aklimatyzacji do dużych wysokości, gdy w ciągu niespełna miesiąca weszła na trzy ośmiotysięczniki Karakorum: Gasherbrum I i II oraz Broad Peak.

Tomasz Mackiewicz nigdy wcześniej nie sprawdził reakcji swego organizmu na wysokość 8000 m w cieplejszej porze roku na innym ośmiotysięczniku o łatwiejszej drodze. Swoje himalajskie doświadczenie zaczął zimą na gigantycznym urwisku Nanga Parbat. Wyprawa, w której zginął, była jego siódmą próbą na tej górze.

Nazwa Nanga Parbat oznacza Nagą Górę. Bezprecedensowa akcja ratunkowa z jednej strony ukazała heroizm ratujących, z drugiej zaś obnażyła nikczemność wielu mediów w Polsce. Uwidoczniła, że celem prezentowania informacji nie jest prawda, tylko zysk. Liczba kliknięć na internetowych portalach, skutkująca zainteresowaniem reklamodawców, popycha do manipulacji i kłamstwa. Prowokujące tytuły zamyka się znakiem zapytania, żeby nie mieć problemów z prawem, albo w pierwszych po nich zdaniach odwołuje się to, co głoszą. Agresywne komentarze, fałszywe wrzutki, oszczercze opinie, niesprawiedliwe oceny, granie nadzieją – cynicznie wykorzystano tragedię dla zysku.

Nie ma na tę chwilę na świecie ekipy ratunkowej zaaklimatyzowanej do wysokości 7000 m, która zdolna by była dojść do miejsca, gdzie został Tomasz Mackiewicz. Nie istnieje obecnie możliwość zniesienia czy zwiezienia stamtąd ciała człowieka. Zarzuty wobec ekipy ratunkowej, że pozostawiła wspinacza, są nikczemnością.

Monika Rogozińska, autorka współorganizowała Polską Zimową Wyprawę na Nanga Parbat 1997-98 od strony Diamir i uczestniczyła w niej jako korespondentka

2018-02-07 10:50

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Za nami konferencja o trzecim biskupie częstochowskim

2025-11-15 14:04

[ TEMATY ]

Częstochowa

konferencja

bp Stefan Bareła

IWST

Maciej Orman/Niedziela

„Działalność bp. Stefana Bareły w latach 1964-1984” – to temat konferencji naukowej zorganizowanej z okazji 100-lecia (archi)diecezji częstochowskiej, która odbyła się 15 listopada w Instytucie Wyższych Studiów Teologicznych w Częstochowie. Była to kolejna konferencja z cyklu „Biskupi częstochowscy w Polsce «ludowej»”.

Doktor hab. prof. UK Jarosław Durka (Uniwersytet Kaliski) omówił relacje państwo-Kościół w latach 1964-1984. Doktor hab. prof. UKSW Rafał Łatka (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie) opisał aktywność bp. Stefana Bareły na forum Konferencji Episkopatu Polski. Ksiądz dr Jacek Kapuściński (Archiwum Archidiecezji Częstochowskiej w Częstochowie) przedstawił referat nt. „Śladami bp. Teodora Kubiny. Udział bp. Stefana Bareły w Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii”. Ksiądz dr hab. Marian Duda (Instytut Wyższych Studiów Teologicznych w Częstochowie) zrelacjonował, jak wyglądało duszpasterstwo stanowo-zawodowe w okresie rządów bp. Stefana Bareły. Ksiądz dr hab. prof. UKSW Dominik Zamiatała wygłosił referat nt. „Biskup Stefan Bareła wobec zakonów i zgromadzeń zakonnych na terenie diecezji częstochowskiej”. Ksiądz dr Paweł Kostrzewski (Archiwum Kurii Metropolitalnej w Częstochowie) omówił postawę bp. Bareły wobec opozycji politycznej.
CZYTAJ DALEJ

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Złe decyzje, konflikty, przemoc. Caritas o przyczynach bezdomności i pomocy ubogim

Ponad 53 tys. osób w Polsce nie ma dachu nad głową, a blisko 2 mln żyje w skrajnym ubóstwie. Caritas Polska, z okazji Światowego Dnia Ubogich, zainaugurowała kampanię społeczną, która ma przypomnieć, że za suchymi liczbami kryją się ludzkie tragedie, a kryzys bezdomności może dotknąć każdego.

„Nikt nie planuje życia na ulicy. Nikt nie chce tak żyć. To nie anonimowa statystyka, tylko ludzkie historie, które warto usłyszeć” – podkreśla Caritas w komunikacie. Organizacja wskazuje, że oficjalne dane o bezdomności są prawdopodobnie zaniżone, a problem przybiera także formy ukryte, jak np. bezdomność młodzieży, nieujmowana w statystykach.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję